niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział V


- Już myślałem, że będziesz tam siedzieć do jutra – usłyszałam od progu donośny głos mojego przyjaciela.

- Bardzo śmieszne – miało to zabrzmieć sarkastycznie, ale jakoś mi nie wyszło, bo ciągle rozmyślałam o tym co powiedziała starsza Pani. „Wykończy Cię jak Twoją poprzedniczkę”.
- Co się stało? – zapytał marszcząc czoło
- Czy mnie okłamałeś?
- Ja? Niby kiedy?
- Mieszkał tu ktoś przede mną?
- Doris – powiedział cicho kręcąc głową, jakby z niedowierzaniem – Mówiłem Ci, że staruszce wszystko się myli.
- Była bardzo przekonująca! –upierałam się
Carlo zastosował wtedy cios poniżej pasa. Chwycił moją dłoń, przyłożył ją do swojego serca i patrząc mi prosto w oczy powiedział
- Sądzisz, że byłbym w stanie Cię okłamać?
Jego serce biło równym rytmem za to moje przyspieszyło gwałtownie, a policzki oblał dziewczęcy rumieniec.
- Wiesz, że tak samo jak Ty zostałem sierotą. Nie mam nikogo. Jesteś dla mnie najbliższą osobą. Pomagam Ci,  jestem na Twoje każde wezwanie, nie mam przed Tobą żadnych tajemnic, a jedno słowo zwariowanej sąsiadki było w stanie.... eh - westchnął i machnął ręką jakby odganiał od siebie natrętnego owada - Myślałem, że w siebie wierzymy, Mel. Ja ufam Tobie bezgranicznie - odwrócił wzrok wyraźnie zawiedzony moją postawą. Moje słowa go zabolały, a widok cierpiącego Carlo skolei zabolał mnie. Zrobiło mi się strasznie głupio. Miał rację. Włożył tyle serca w naszą znajomość. Pomagał mi bezinteresownie od naszego pierwszego spotkania. Był przyjacielem o którym każdy może tylko pomarzyć, a ja w niego zwątpiłam z powodu chorej psychicznie sąsiadki, która rozmawia sama ze sobą (czego byłam przecież świadkiem).
- Przyprowadziłem tu kilku potencjalnych klientów, ale nie zdecydowali się na kupno, więc już tu nie wracali.
Zaczęłam analizować jego słowa. Goście którzy pojawiali się tu od czasu do czasu, a później już nigdy się nie pokazywali. Zwyczajnie nie byli zainteresowani domem, a Doris sądziła, że zniknęli bo Carlo ich zamordował. To było tak bardzo absurdalne, że nie mogłam dłużej bronić sąsiadki. Ona faktycznie była chora na umyśle. Szkoda, że wcześniej nie posłuchałam Carlo.
- Nikt nie przebywał w tym domu dłużej niż kilka godzin nie licząc Ciebie, mnie i budowlańców - wyjaśnił, a ja wiedziałam, że jest ze mną szczery.
- Wierzę Ci – wyszeptałam tak cicho, iż odpowiedzi domyślił się chyba z ruchu warg. Przez chwilę nikt się nie odzywał, a atmosfera w domu była dość nieprzyjemna. Nawet powietrze wydawało się gęste i utrudniało normalne oddychanie.
- Możemy już o tym zapomnieć i w spokoju wypić kawę? - zapytał Carlo
Skinęłam głową zawstydzona i zdecydowanym ruchem uwolniłam swoją rękę z objęć mężczyzny.
     Siedzieliśmy razem do późnej nocy.  Byłam odpowiedzialna za zmywanie naczyń tak jak to ustaliłam o poranku z mężczyzną. Nie buntowałam się, ponieważ brunet zasłużył na to pysznym śniadaniem i popołudniową kawą. Podzieliliśmy się obowiązkami, dlatego nie czuliśmy się wykorzystywani. Na obiad wspólnie zrobiliśmy spaghetti, a na kolację zamówiliśmy chińszczyznę,  którą wchłonęłam niczym odkurzacz, przez co przyjaciel miał kolejny powód do kpin z mojej osoby.
W pewnym momencie Carlo  pochylił się nade mną i ostrożnie sięgnął dłonią po amulet spoczywający na moich piersiach.
- Skąd to masz?
- Pamiątka rodzinna. Właściwie tylko to zostało mi po matce. Gdy byłam mała mama mówiła,że to talizman, który przekazuje się w moich stronach z pokolenia na pokolenie. Ciekawe prawda?
- Tak, bardzo ciekawe… – mówił kompletnie nieprzytomny. Jakby zahipnotyzowany widokiem biżuterii. –Mógłbym przysiąc, że gdzieś go już widziałem
- Też do tego doszłam! –powiedziałam dumna ze swoich odkryć – Elizabeth nosiła identyczny! Myślisz, że to zbieg okoliczności?
- Być może... wybacz Mel, ale na mnie już czas. Zobaczymy się jutro?
- O tej samej porze – odparłam, po czym odprowadziłam gościa do drzwi. Jego nagła zmiana nastroju mnie zaniepokoiła. Zaczęłam się zastanawiać czy za reakcją przyjaciela nie kryje się coś więcej. Może byłam zbyt podejrzliwa i znowu niesprawiedliwie go osądzałam? Powinnam przestać traktować wszystkich w moim otoczeniu jak szpiegów czy przestępców. To chyba przez ten dom doszukiwałam się we wszystkim drugiego dna. Nie potrafiłam zrozumieć, że czasami sprawy mają się dokładnie tak jak wyglądają na pierwszy rzut oka. Musnęłam medalion opuszkami palców i zamknęłam zamek na klucz.

***
Leżałam na łóżku przykryta kołdrą po samą szyję. Z zamkniętymi oczami czekałam na nadejście błogiego snu, który przekornie mnie unikał. Obracałam się z boku na bok, tuląc puchatą poduszkę do policzka. Długo trwałam w pozycji embrionalnej, popadając w stan podobny do transu.
Niespodziewanie do mych uszu dotarł cudowny dźwięk fortepianu. Melodia była cicha i spokojna niczym kołysanka. Koiła zmysły. Zacisnęłam mocniej powieki jakby czekając na wizualizację tych nocnych marów. Nic podobnego nie miało jednak miejsca, co oznaczało, że ten piękny utwór nie jest snem lecz jawą. Szybko skojarzyłam fakty. Muzyka w środku nocy, napis na lustrze. To pewnie ten żartowniś znowu próbuje mnie przestraszyć.
Sturlałam się z posłania i stanęłam ostrożnie bosymi stopami na drewnianej posadzce. Skradałam się na palcach na korytarz, aby nie wypłoszyć nieproszonego gościa. Chciałam go przyłapać na gorącym uczynku.Wszędzie było ciemno, ale znałam ten dom na tyle dobrze, aby wiedzieć, że przede mną znajdują się strome schody. Ręką wymacałam poręcz, którą ścisnęłam mocniej niż było to konieczne. Melodia stała się teraz smutniejsza. Wywoływała uczucie żalu i tęsknoty, wręcz rozdzierała serce. Wiedziona odgłosami wydawanymi przez instrument zaczęłam niepewnie schodzić licząc w myślach stopnie. 1, 2, 3… przy 14 drewno pod moimi stopami zaskrzypiało głośno. Wystarczył ten jeden fałszywy ruch, aby muzyka ucichła. Znalazłam się na parterze tak szybko jak to tylko możliwe i pospiesznie zapaliłam światło, nie zważając już na to, że mogę się potknąć czy uderzyć w coś wyrządzając sobie krzywdę. Liczyło się tylko to, by przyłapać dowcipnisia.
Kiedy jasny snop światła rozjaśnił pomieszczenie okazało się znów, że jestem sama. Sama jak palec. Zmarszczyłam czoło rozglądając się uważnie w nadziei, że mężczyzna schował się mało starannie za jakimś meblem. Wtedy poczułam na karku zimny dotyk czyjejś dłoni. Serce podskoczyło mi do gardła. Obróciłam się szybko chcąc zobaczyć kto to taki, lecz znów nikogo nie dostrzegłam.
- No dobra, to się zaczyna robić dziwne – powiedziałam zagryzając nerwowo wargi. Sięgnęłam ze stolika nóż do otwierania kopert, usiadłam w fotelu i wpatrywałam się tępo w fortepian. Próbowałam poukładać to wszystko w logiczną całość. Może sytuacja powtórzy się, a ja zobaczę włamywacza lub „samo-grające” pianino? Wtedy będę mogła orzec czy ktoś płata mi figle, czy z tym domem (bądź też ze mną) jest coś nie tak. Siedziałam w fotelu  przez kilka godzin. Wskazówka zegara leniwie zataczała koło, wydając z siebie ciechy, miarowo wykonywany dźwięk. Z czasem klawiatura znajdująca się przed moimi oczami zaczęła się rozmazywać, aż w końcu znikła z moich oczu.

    Śniłam. Tym razem byłam tego pewna. Skąd to przekonanie? Poczucie braku kontroli nad własnym ciałem oraz nad wydarzeniami, które za chwile będą miały miejsce, były dla mnie wystarczającymi argumentami. Nie zostawało mi nic innego jak czekać, na fragment z życia Elizabeth widziany jej oczami.
- Idę do sypialni. Jestem trochę zmęczona – powiedziała uśmiechając się niewinnie. Kiedy poznawałam ją TAKĄ, robiło mi się jeszcze bardziej przykro z powodu śmierci tej kobiety. Była wesoła, otwarta, bardzo dziewczęca i delikatna. Komu mogła się narazić? To jakiś absurd.
- Dobrze kochanie. Kolorowych snów! –odpowiedział jej Blake. Nie miałam najmniejszego problemu z rozpoznaniem jego niskiego i głębokiego tembru głosu.
Pani Daglas uniosła ciężką suknię i wbiegła po schodach, cudem nie łamiąc przy tym obcasów.Gdy znalazła się w sypialni zamknęła za sobą drzwi na klucz.Uśmiech na jej twarzy poszerzył się znacznie i przeobraził w jakiś łobuzerski grymas. Nie dawało mi spokoju, co takiego Elizabeth szykowała w pomieszczeniu, w którym również ja spędzam noce.
Zbliżyła się do szafy umieszczonej w narożniku i zaczęła odpychać ją na bok z całych sił. Po co to przemeblowanie? Nie miałam pojęcia, ale kiedy zobaczyłam niewielkie drzwi wyłaniające się z za mebla, wszystko nabrało sensu. Następnie podciągnęła suknię do góry i odpięła od pończochy kluczyk pasujący do zamka w sekretnym przejściu.Wślizgnęła się do środka chyląc głowę. W tym momencie drzwiczki zatrzasnęły się za jej plecami z głośnym trzaskiem, a ja obudziłam się w fotelu naprzeciw fortepianu.
Przez chwilę zupełnie zapomniałam co tu robię i dlaczego nie jestem w łóżku. Dopiero po upływie kilku minut powróciły wcześniejsze wspomnienia. Nie miałam pojęcia która jest godzina, ba nawet nie wiedziałam czy wstało już słońce. Przetarłam zmęczone oczy wierzchem dłoni i zbliżyłam się do okna. Ogród wciąż spowijał mrok.
Wróciłam na piętro, wzięłam szybki prysznic i poszłam do sypialni. Musiałam sprawdzić, czy moje sny nie mijają się z prawdą. Za szafą znajdują się jakieś drzwi, czy to tylko moja wyobraźnia? To pytanie nękało mnie od czasu przebudzenia. Stanęłam przed szafą w rogu pokoju i zaczęłam napierać na nią całym ciałem. Każdy cal odsłoniętej ściany napawał mnie ogromną dawką adrenaliny, dlatego nikt, ale to nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie mojego rozczarowania, gdy zobaczyłam tylko wzorzystą tapetę, identyczną z tą, która zdobiła resztę pomieszczenia.
Wtem przyszedł mi do głowy pewien pomysł zapożyczony rodem z filmów Hollywoodu. Zaczęłam ostukiwać ścianę nasłuchując dźwięku, jaki przy tym wydaje. Ta technika choć pozornie komiczna, przyniosła upragniony efekt. Wyraźnie wychwyciłam odgłos drewna. Euforia powróciła ogromną falą.Niczym opętana zaczęłam zdzierać ze ściany płaty tapety,odkrywając kawałek po kawałku sekretne, zapomniane przejście Elizabeth.
Kiedy trochę ochłonęłam stojąc tak pomiędzy skrawkami kolorowego papieru zorientowałam się, że nie mam klucza. Odruchowo sięgnęłam ręką do uda, ale przecież nie miałam na sobie pończoch. Co więcej nigdy nawet ich nie posiadałam. Nie miałam już siły szukać klucza po całym domu.Był środek nocy, spałam bardzo krótko, a po odpływie adrenaliny czułam się dziesięciokrotnie bardziej zmęczona niż można się było tego spodziewać. Wyszłam zza szafy, położyłam się na miękkim łóżku i zasnęłam. Tym razem już żaden sen mnie nie niepokoił.