wtorek, 21 maja 2013

Rozdział IV


- Kto tu jest?! – wrzasnęłam na całe gardło, z trudem utrzymując się przy tym na własnych nogach.    
- Kto tu jest?! – powtórzyłam pytanie, lecz mych uszu nie dobiegł żaden dźwięk. Owinęłam się kąpielowym ręcznikiem i wyszłam z łazienki, rozglądając się uważnie w około. Nie zauważyłam jednak nic niepokojącego.Korytarz, schody i salon były niezmiennie lekko zakurzone i trochę podniszczone, bez wyraźnych oznak czyjejś obecności. Gdy ktoś zastukał pięścią w drzwi podskoczyłam wciągając gwałtownie powietrze w płuca.
- Mel to ja, Carlo! Śpisz jeszcze?! –krzyczał gość stojący przed moim domem. Podbiegłam do wejścia i błyskawicznie otworzyłam wszystkie zamki drżącą ręką. Kiedy zobaczyłam sylwetkę agenta nieruchomościami stanęłam jak słup soli, a w moich oczach zaszkliły się łzy.  Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego obrotem spraw. Nie wiedział co zrobić w takiej sytuacji. Stałam przed nim okryta jedynie ręcznikiem i płakałam z nieznanych dla niego powodów.
– Co się stało? - zapytał chcąc dotknąć moich wilgotnych włosów. Automatycznie cofnęłam się przed jego ręką, aby uniknąć kontaktu.
- Mel, co tu się do cholery dzieje? - zapytał ostrzejszym tonem - Ktoś Cię skrzywdził? - na jego twarzy malował się lęk i gniew jednocześnie. Pokiwałam przecząco głową.
- Więc...
- Ciiiiii - przerwałam mu przykładając swój palec do ust - Ktoś tutaj jest. Ktoś jest w moim domu.
Carlo uniósł pytająco jedną brew.
- Masz już gościa? - zapytał
- Włamywacza - sprostowałam drżącym głosem. - Zadzwoń po policję - wyszeptałam rozglądając się panicznie na boki. Bałam się, że niespodziewanie zza jakiegoś mebla wyskoczy wariat w silikonowej masce, z tasakiem w ręku i zmasakruje nasze ciała. Oglądałam chyba za dużo horrorów, więc wyobraźnia nieustannie podsuwała mi krwawe fantazje.
- Gdzie go widziałaś?
- W łazience
Mężczyzna wyciągnął zza paska spodni glocka, przeładował go i wyciągnął przed siebie celując w wolną przestrzeń.
- Rozejrzę się trochę, a Ty tu na mnie poczekaj
- Nie ma mowy! A jeśli on też ma broń? Zadzwoń na policję! - uperałam się, a ton mojego głosu był bardzo zdecydowany i zadziorny. Mężczyzna odsunął mnie od siebie wolną ręką
- Policja w tym mieście to jakaś parodia mundurowych. Sprawdzę dom i szybko do Ciebie wrócę.
Nie byłam zadowolona z takiego obrotu spraw. Chciałam wyjść z tego budynku. Schować się z przyjacielem i poczekać na kompetentną ochronę, ale zgodziłam się na pomysł Carla, wiedziałam bowiem, że niezależnie od mojej opinii zrobi to co uważa za właściwe.
- Uważaj na siebie - poprosiłam go i stojąc we framudze drzwi wpatrywałam się z lękiem w mężczyznę, który wirował na parkiecie z pistoletem w dłoniach. Zaglądał w każdy zakamarek domu, a ja trzęsąc się jak galareta nasłuchiwałam jego kroków. Po 15 minutach ciszy usłyszałam dobiegający z piętra krzyk
- TEREN CZYSTY! NIE MA TU NIKOGO
Zbiegł po schodach i dołączył do mnie, tak jak obiecał.
- Nikogo tu nie ma Mel - uśmiechnął się pokrzepiająco, chwycił w dłonie moją twarz i starł łzy z moich policzków swoimi kciukami.
- Wszystko z Tobą ok? - zapytał lecz nie otrzymał odpowiedzi. Strąciłam jego dłonie, wbijając wzrok w podłogę
- Przestań! Ja wcale nie płakałam...
Oddaliłam się w kierunku kuchni wyraźnie zawstydzona swoją reakcją. Śmiertelnie przestraszyłam się nieistniejącego zagrożenia. To takie kompromitujące. Carlo wrócił do samochodu po zakupy, które zrobił przed przyjazdem do mnie.
- Ja przygotuję nam teraz jakieś śniadanie, a Ty opowiesz mi co się dokładnie stało, ok? – bardziej stwierdził niż zapytał i zajął się rozpalaniem kuchenki węglowej - Trzeba wymienić ten staroć –mruczał niewyraźnie pod nosem do samego siebie
- Brałam prysznic, ale zapomniałam wyjąć z torby ręcznik. Wróciłam do salonu, aby go znaleźć i go nie było... nigdzie
- Też czasami zapominam gdzie kładę swoje rzeczy - odparł pobłażliwym tonem. Spioruniwałam go spojrzeniem
- Ja wiem gdzie są moje rzeczy. Ręcznik był w torbie. Ktoś go wyjął - upierałam się - Gdy wróciłam do łazienki leżał  na umywalce, a na lustrze pojawił się napis
- Napis?
- "Powinnaś być uważniejsza” – cytowałam – Ktoś mnie obserwuje. To nie są przywidzenia, mam dowody.
Carlo odetchnął z ulgą jakby spodziewał się czegoś o wiele bardziej strasznego. Wbił kilka jajek do plastikowej miski i postawił na palniku patelnię.
- To na pewno jeden z budowlańców zrobił ci dowcip. Pamiętasz jak mówiłem, że zaczęli remont od łazienki. Pewnie jeden z tych erotomanów zakradł się tam, z oczywistych względów, a kiedy się już napatrzył na twoje ciało, postanowił nastraszyć cię trochę dla żartów. Nie przejmuj się. Wymienimy zamki jeszcze w tym tygodniu, otrzymasz nowy zestaw kluczy. – przedstawił mi swoją teorię, która nie wydawała się wcale taka głupia.
- A co z moim… – snem. W ostatniej chwili ugryzłam się w język. Jeżeli Carlo dowie się, że wierzę w takie rzeczy jak prorocze sny, duchy, przekazy z zaświatów uzna mnie za kompletną wariatkę i już nigdy się do mnie nie odezwie.
- Tak? Co z twoimi…
- Już nic. Zapomniałam co chciałam powiedzieć – odparłam. Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się do mnie promiennie i kontynuując robienie ciasta do omletów powiedział.
-  Mamy dzisiaj zbyt wiele do zrobienia, aby przejmować się durnymi budowlańcami. Po śniadaniu bierzemy się do roboty.
- …i po przebraniu się w coś bardziej przyzwoitego – dodałam ocierając wilgotne policzki.
- No powiedzmy, że tak, chociaż muszę przyznać, że w tym stroju też ci do twarzy – mrugnął do mnie okiem po dokładnym zlustrowaniu moich piersi i bioder ciasno opiętych ręcznikiem. Stres powoli opuszczał moje ciało i w jego miejsce pojawiał się spokój i rozbawienie. Może jednak ten dzień nie będzie taki zły jak wcześniej sądziłam?
Po skończonym śniadaniu udaliśmy się na podwórko. Carlo zatrudnił budowlańców tylko do prac,których nie byliśmy w stanie wykonać sami, więc mieliśmy pełne ręce roboty. No cóż, moi rodzice nie byli milionerami w związku z czym odziedziczyłam w spadku niewielką sumę, którą już w większości wydałam. Kupno domu, ziemi, materiałów budowlanych,zatrudnienie fachowców – wszystko kosztowało krocie. Na szczęście mój nowy przyjaciel pod żadnym pozorem nie chciał brać wynagrodzenia za swoją pomoc, która była dla mnie bezcenna.
- Ja maluję ściany, a ty werandę, zgoda? – zaproponował wciskając mi na głowę czapkę zrobioną z gazety.
- Tak jest! – zasalutowałam, na co Carlo odpowiedział ciepłym uśmiechem. Odszedł w kierunku drabiny z pędzlem w jednej i puszką farby w drugiej dłoni. Chociaż obie ręce miał zajęte nie przeszkadzało mu to we wspinaniu się na kolejne szczeble.
- Jeśli będziesz tak stać cały dzień to zapomnij, że skończymy remont przed zimą! – krzyknął do mnie gdy był już na samej górze. Jego słowa jakby wybudziły mnie ze snu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wpatruję się w niego jak w święty obrazek, zamiast pracować w pocie czoła.
- Kiedy zejdziesz z tej drabiny skopię ci tyłek!
- Taaa, chyba w Guitar Hero – odciął się szczerząc kły w złośliwym uśmieszku. Zacisnęłam usta w wąską linię nie odzywając się już ani słowem. Krótko mówiąc, klasyczny FOCH. Otworzyłam wieczko pojemnika z białą farbą. Carlo znowu zaczął się ze mnie śmiać. To stawało się już jakąś tradycją Ja się kompromituję, a on ma ze mnie ubaw po pachy.
Malowałam dokładnie każdy cal drewnianej balustrady, a mężczyzna zabawiał mnie rozmową i sprawiał, że powoli zapominałam, że się na niego „gniewam”.Czas mijał w ten sposób bardzo szybko i można powiedzieć, że świetnie bawiliśmy się w swoim towarzystwie. Przeszkadzał mi tylko jeden mały szczegół przez który nie potrafiłam się do końca rozluźnić. Czułam się obserwowana. Każda komórka mojego ciała dawała mi o tym znać. Nie wytrzymałam. Odłożyłam pędzel i zaczęłam rozglądać się na boki. Nie musiałam długo szukać podglądacza. W sąsiednim domu jakaś staruszka siedziała przy oknie i wręcz pożerała mnie wzrokiem. Była drobnej i kruchej budowy ciała, ale jej szare oczy mówiły, że wiele w życiu przeszła. Swoją pomarszczoną twarz wykrzywiła w groźnym grymasie. Zupełnie jakby chciała zaatakować mnie czymś co znajdzie pod ręką.
Carlo miał zamiar znowu dogryźć mi z powodu braku chęci do pracy, lecz najpierw podążył za moim wzrokiem. Słusznie jak się okazało. Widząc babunię ściągnął brwi i zagryzł usta. Patrzył tak na nią przez chwilę po czym odezwał się z dziwnym akcentem.
- Witaj kochana Doris
Kobieta za oknem zmrużyła oczy, mruknęła coś pod nosem, zatrzasnęła szybę z impetem i schowała się w głębi pokoju.
- Nie musisz się jej obawiać. Jest całkowicie nieszkodliwa. Mieszka tu chyba najdłużej ze wszystkich mieszkańców. W tym roku stuknie jej 80-tka.  Jest trochę – tu zatoczył palcem małe kółka na swojej skroni – Mówi od rzeczy, unika ludzi szczególnie tych nowych, więc nie zdziw się jeśli nie przyjdzie z plackiem własnej roboty, aby przywitać cię w sąsiedztwie.
- Na nic podobnego nie liczyłam!
- Przecież żartuję głuptasie –wyjaśnił schodząc z drabiny i mierząc wzrokiem swoje dzieło. Cała frontowa ściana wyglądała jak nowa. Niesamowite ile potrafi zdziałać puszka farby.
- Chyba zasłużyłem sobie na kawę
- Tak. Dlatego pójdziesz do kuchni i zaparzysz dwa wielkie kubki.  Ja tu trochę posprzątam i zaraz do ciebie dołączę.
Moja odpowiedź była mu nie wsmak. Liczył chyba na to, że wcielę się w rolę służącej i podam mu napój na srebrnej tacy. Marzenia ściętej głowy! Mierzyliśmy się jakiś czas spojrzeniami, chcąc złamać przeciwnika i przekonać go do pracy w kuchni. Carlo machnął zrezygnowany ręką dodając
- ...ale ty pozmywasz! Naczynia po śniadaniu też.
 Zniknął za drzwiami, a ja zajęłam się zbieraniem pędzli i zwijaniem folii.
- Podejdź tu panienko! - zawołał jakiś ochrypły głos. Odwróciłam się w stronę płotu i ujrzałam stukniętą sąsiadkę, która wyglądała na dość przejętą. opierała się dłońmi o niskie drewniane  ogrodzenie chcąc odciążyć swój zapewne schorowany kręgosłup.
- Chodź tutaj – ponaglała rozglądając się na boki. Najwyraźniej zależało jej na prywatności. Zrobiłam jak kazała.
- O co chodzi?
- O tego diabła! Trzymaj się od niego z daleka, dobrze Ci radzę
- Mówi Pani o Carlo? – zerknęłam ukradkiem na swój dom, w którym właśnie przebywał mężczyzna  –To mój przyjaciel
- Diabeł ma wielu przyjaciół, ale sam nie przyjaźni się z żadnym. Jest przebiegły i groźny. Nie pozwól by wciągnął Cię w swoje gierki. Uciekaj póki jeszcze możesz, bo wykończy Cię tak jak Twoją poprzedniczkę
- Jaką poprzedniczkę? Po śmierci Daglasów nikt tu nie mieszkał, prawda?
- Za dużo mówisz Doris. To nie Twoja sprawa. Przestań się wtrącać – mówiła sama do siebie odchodząc w kierunku chatki, którą zamieszkiwała.
- Niech Pani zaczeka! Kim ona była?!
Staruszka jednak nie czekała. Po chwili znikła z mojego zasięgu wzroku

2 komentarze:

  1. No nareszcie :D Rozdział super, a ja już zdążyłam polubić Carlo, więc mam nadzieję, że nie okaże się on jakimś demonicznym psycholem i to tylko czcze gadanie staruszki. Erotoman? To mnie ścięło! :D
    Jak zawszę z niecierpliwością wyczekuję nowych cudownych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że rozdział się podoba oraz, że komentujesz posty. Doceniam to i czekam zawsze na nie z utęsknieniem ;) Nie tylko Ty lubisz Carlo, jak widać Mel też ma do niego słabość :D Mam nadzieję, że dalszy ciąg historii Cię nie zawiedzie.

    OdpowiedzUsuń